Ta witryna używa plików cookie innych firm oferują lepszą obsługę i serwis. Podczas przeglądania Internetu lub korzystania z naszych usług, zgadzasz się na korzystanie z nich. Możesz zmienić ustawienia plików cookie w każdej chwili. Więcej informacji Zaakceptować
23-03-2020

Kościół w czasie pandemii (1)

Pandemia COVID19 jest dobrą okazją, by przyjrzeć się Kościołowi i zastanowić się nad jego wiarygodnością i spójnością jego nakazów. To okazja, by dostrzec to, co rzeczywiście jest najważniejsze dla Kościoła i co jest zdolny z dość nieoczekiwaną łatwością poświęcić dla swoich interesów.

 

Racjonalnie myślącym społeczeństwom nie potrzeba wiele by zrozumiały, że dla powstrzymania rozprzestrzeniania się wirusa, trzeba wystrzegać się jakichkolwiek zgromadzeń i spotkań. Te religijne nie są wyjątkiem. Wydawać by się mogło, że doktryna kościelna była przygotowana na taką dramatyczną ewentualność. Gdy nie jest możliwe uczestnictwo w Eucharystii, katolicy mają do dyspozycji praktykę komunii duchowej. Święci i ojcowie duchowni mówili o niej jako o specjalnym i niezrównanym źródle łaski. Wydawać by się mogło, że wraz z pandemią pojawiła się znakomita okazja, by wcielać w życie tę nader katolicką doktrynę. Natomiast w pierwszych dniach pandemii w Kościele jakby nikt nie pamiętał o tej możliwości, co w przeszłości wielu miała ponoć doprowadzić do perfekcji (według św. Leonarda da Porto Maurizio). Polski episkopat wygrażał społeczeństwu i państwu, że jest „niewyobrażalne, byśmy nie modlili się w naszych kościołach” i ogłaszał zwiększenie ilości zgromadzeń w „ich” kościołach na czas pandemii (11.03.2020). Choćby po trupach... Za wszelką cenę musimy zmusić ludzi, by ich przytrzymać w kościele, nawet gdyby ceną miałoby być życie ludzkie. Trudno nawet komentować stan umysłowy, arogancję i zwykłą żądzę władzy tych, co się mienią pasterzami Kościoła w czasie gdy trzeba mieć tę odrobinę pokory i umiaru, który postawi na pierwszym planie nie nasze kościelne plany dominacji, a życie ludzkie. Z ewangelijną pokorą należy fundamentalistycznym funkcjonariuszom przypomnieć, że to szabat jest dla człowieka, nie człowiek dla szabatu (por. Ewangelia Marka 2,27). Dlatego jest jak najbardziej wyobrażalnym, byśmy powstrzymali się od zgromadzeń, gdyby to mogło poważnie zagrażać ludzkiemu zdrowi i życiu. Funkcjonariusze jednak bardziej niż na biblii, znają się na manipulowaniu audytorium. Niestety dominująca większość polskiego społeczeństwa, poddana rządom Kościoła przyjmuje posłusznie pogróżki episkopatu, a rządzący państwem wiedzą która religia musi być wyjątkiem w zakazie zgromadzeń, tak by msze można było zwielokrotniać i obchodzić zakazy wprowadzone dla dobra wszystkich (np. w Wielkanoc). Taka była pierwsza i podstawowa reakcja Kościoła na roznoszącą się pandemię: kościelnym priorytetem nie jest pomagać człowiekowi spotkać Boga, ale dominować człowieka, siebie przedstawiając jako coś „Bożego”.

 

Dopiero po paru dniach w Kościele zaczęto sobie nieśmiało przypominać o tym, że istnieje coś takiego, jak komunia duchowa. Wcielanie w życie tego katolickiego dziedzictwa duchowego jest jednak niebezpieczne dla formy władzy, jaką Kościół sprawuje nad ludźmi. Uczyć katolików komunii duchowej w czasie pandemii to znaczy uczyć ich odpowiedzialności i dojrzałości duchowej, uczyć bycia podmiotem relacji z Bogiem, uczyć samodzielności i świadomości wiary, i prawdziwej duchowości. Władza wie jednak, że ludzi trzeba „przy sobie” przytrzymać, by się od nas nie odzwyczaili i by nie byli zbyt odpowiedzialni za własną wiarę, za którą to przecież „my” (funkcjonariusze kościelni) jesteśmy odpowiedzialni. Choćby po trupach... I tak machina demagogii kościelnej produkuje każdego dnia pseudopublicystów katolickich, według których mszy nic nie zastąpi czy księży podających się za pasterzy, według których jakoby chodzenie do kościoła wymagało dziś odwagi, a komunia duchowa w rzeczywistości nie miała żadnego znaczenia.  Od kościelnych propagandystów dowiadujemy się, że komunii duchowej nie należy przypisywać zbyt wielkiej wagi.

 

Stoi to wszystko w jawnej sprzeczności z tym, co ten sam Kościół zakazał i nakazał osobom rozwiedzionym i szczęśliwie żyjącym w nowych związkach małżeńskich. Im najpierw zakazał komunii eucharystycznej, choć brakuje podstaw biblijnych, patrystycznych i teologicznych dla tak drakońskich dożywotnich kar. W zamian zalecił, by się karmili obficie komunią duchową. Nie brakowało komentatorów, którzy na wyścigi snuli wywody o wartości i dobru komunii duchowej, tak by udowodnić, że Kościół nie pozostawia rozwiedzionych samych sobie z formalistycznym zakazem, ale troszczy się o nich i wskazuje rozwiązania. Jeśli przyjęcie Eucharystii nie jest możliwe dla rozwiedzionych i żonatych ponownie, niemniej inne formy uczestnictwa, takie jako komunia duchowa, są nie tylko możliwe, ale wręcz konieczne. W bezdusznym i pozbawionym podstaw biblijnych i patrystycznych zakazie komunii dla osób rozwiedzionych ogranicza się ich życie duchowe do komunii duchowej, udowadniając jej wartość odwołaniem do św. Teresy z Avilii, która uczyła o komunii duchowej w Drodze doskonałości, i do tekstów św. Alfonsa Maria Liguori (por. dokument kongregacji nauki wiary z 1994 roku, n. 6). Po rozpadzie pierwszego małżeństwa osoby szczęśliwie żyjące w nowym związku małżeńskim nie mogą nawet w wyjątkowych sytuacjach, jak w dniu pierwszej komunii swoich dzieci, przyjąć Eucharystii, ale według Kościoła norma nie jest bezduszna, bo mogą zawsze karmić się komunią duchową. Przy okazji zakazu, komentatorzy kościelni namawiali, że należy pomóc wiernym w pogłębieniu zrozumienia wartości komunii duchowej i narzekali zarazem, że niestety zbyt często działalność duszpasterska jest niewolniczo redukowana do samych sakramentów, tak jakby całkowite uczestnictwo w życiu Kościoła zostało zredukowane do przyjmowaniu Eucharystii (por. D. Tettamanzi, „Fedeltà nella verità” w: www.vatican.va). W istocie taki mechaniczny rytualizm i materializm sakramentalny są zniewoleniem duchowości i to właśnie komunia duchowa zdolna jest wyzwolić duchowość od podobnych wirusów i dewiacji. Tyle że ów materialistyczny rytualizm jest też formą władzy Kościoła nad ludźmi, od którego nikogo nie wolno nikogo wyzwalać.

 

Gdy dziś z powodów sanitarnych, komunia eucharystyczna może być wysoce niebezpieczna i należałoby jak najszybciej sięgnąć po bogactwo komunii duchowej, Kościół nie pamięta swoich nauk i nakazów wydawanych na użytek stygmatyzowanej części katolików, jaką są rozwiedzeni. Nie ufa i pewnie nigdy nie ufał mocy komunii duchowej, bo przez nią traci narzędzie swojej kontroli nad człowiekiem, który w Kościele istnieje dla szabatu.